Islandia przerosła moje oczekiwania. Przyroda jest doprawdy fascynująca i często inna od tego co już wcześniej widziałem, a do tego całkiem zróżnicowana i z ciekawą historią. Gdybym miał wybrać trzy miejsca robiące największe wrażenia byłyby to jezioro Jökulsárlón, wodospad Háifoss i kanion Fjaðrárgljúfur. Islandia jest dość dużą wyspą, około 25% większą niż powierzchnia Czech. Przez to odległości również są duże. Bardzo chciałem zobaczyć jeszcze Kanion Stuðlag oraz wodospad Dettifoss, ale podróż tylko w te dwa miejsca z południa wyspy wymagałby poświęcenia prawie całego dnia na podróż. Może kiedyś jeszcze uda mi się do nich dotrzeć, na przykład w drodze na sąsiadującą Grenlandię. Jeśli chodzi o ceny, to w sezonie letnim wydawało mi się, że prawie wszystko jest co najmniej dwa razy droższe od cen w Polsce. Szczególnie drogie są noclegi oraz jedzenie w restauracjach. Jak pewnie duża część osób wie, największą mniejszością na wyspie są Polacy. Można ich spotkać pracujących w hotelach, restauracjach, sklepach, różnego rodzaju handlu czy usługach. Jeśli masz ograniczony czas, a chcesz zobaczyć lodowiec, to najlepiej pojechać nad jezioro Jökulsárlón i sąsiednie jezioro Fjallsjökull. Po Islandii najlepiej poruszać się wypożyczonym autem, ponieważ transport publiczny po całej wyspie jest na raczej niskim poziomie. Trzeba pamiętać, że prawie wszyscy mieszkają w stolicy lub okolicach, a pozostała część kraju stanowi głównie pustkowia. Pogoda przez prawie cały wyjazd dopisywała, z wyjątkiem połowy jednego dnia, kiedy padało. Nie udało mi się zobaczyć zorzy polarnej ani elfów, jest więc jeszcze powód, żeby kiedyś wrócić.